Ile ludzi tyle charakterów, temperamentów, upodobań, zwyczajów. Nie inaczej sprawa ma się jeżeli chodzi o nasze dzieci. Jedne rodzą się istnymi aniołkami. Bezproblemowe, zadowolone, wszystko im pasuje. Przesypiają większą część dnia, a w miarę upływu czasu nie stronią wcale od regularnych, długich drzemek. Nocne pobudki ich nie dotyczą. Pozwalają przesypiać swoim rodzicom całe noce już od pierwszych dni. Uwielbiają swoje łóżeczka, potrafią w spokoju poleżeć dłużej, niż tyle ile zajmuje dotknięcie ciałem kawałka materaca. Spacery z nimi to czysta przyjemność, gdyż uwielbiają ten, jak i każdy inny środek transportu. I chwała im za to. Rodzice mogą dziękować losowi, że nie dość, że ich własne dziecko jest najpiękniejsze (jak dla każdego rodzica jego własne), zdrowe, to jeszcze grzeczne.

Na fp jednego z blogów trafiłam na stronę Wioli. I to Jej dedykuję ten wpis. Chociaż trochę też sobie. Żebym miała jeden taki tekst, do którego wrócę w gorszych chwilach. Tych zwątpienia. Żeby przypominał mi jak wiele mam i jak warto doceniać to w każdej sekundzie życia.

Bo zupa za słona. Bo mleko wykipiało. Bo zakalec, nie ciasto. 
Nieważne, że pełna lodówka. Że kuchnia taka piękna. 
Bo znowu pada. I te okna takie pomazane. Kurz ciągle widać. A odkurzacz chodzi codziennie. Ciągle tyle prania. A potem prasowania. I składania. I od nowa.
Nieważne, że po tym deszczu taka piękna tęcza. I nie trzeba podlewać roślin w ogrodzie. Że przez te okna widać bawiące się dzieci. A meble takie wymarzone. Z nadgodzin. Kosztem czasu dla rodziny. A prasowanie na siedząco przed telewizorem. W nim ulubiony serial. Coś co lubisz. Więc przyjemne z pożytecznym. Ale i tak za dużo prasowania.
I nie ma się w co ubrać. Przecież ile razy można w to samo. Wszystko takie stare, już niemodne. A nawet jak jest w co, to nie można skompletować. A to z butami. A to z torebką. Poza tym nie ma nic w sklepach. A jak jest to nie na Twoją kieszeń. Chociaż kuszą takie buty na wystawie. Czerwone. Zamszowe. No ale pomarzyć można.
Nieważne, że zamiast nowej sukienki jest nowy zegarek. Albo weekend w górach. A jakby tak kupić materiał i zanieść do krawcowej, żeby uszyła. Wyjdzie taniej i będzie kolejna. Też nowa. No ale po co o tym pomyśleć. Lepiej ponarzekać. I nieważne, że zamiast nowej pary butów jest wymarzona lalka dla córki. Taka, która siusia, płacze i mówi "kocham Cię". I ta córka też mówi: kocham Cię. I: dziękuję. I: jesteś najwspanialsza Mamo!
A On. Mógłby kupić bukiet czerwonych róż bez okazji. Albo nie. Żółtych tulipanów. Zresztą sama nie wiesz. No ale jakiś by mógł, nie?! To by Ci od razu lepiej było. I jakiś koncert, kino, weekend za miastem. Albo kolejny pierścionek do kolekcji. Żebyś wiedziała jak bardzo Cię kocha.
Nieważne, że wczoraj dał Ci pospać i wstał nad ranem do dziecka. Albo przyniósł Ci śniadanie do łóżka. Albo przytulił i powiedział, że czekał na Ciebie całe życie. Albo spodobała mu się Twoja nowa fryzura. Naprawdę, zauważył ją. Albo od miesięcy bierze każdą nadgodzinę, żeby zabrać Cię na weekend do Kazimierza- a Ty o tym jeszcze nie wiesz.
A Wasze mieszkanie. Ta zielona kanapa w salonie jest taka nudna. Zasłony nie wpisują się w najnowsze trendy. Zresztą przydałby się już remont łazienki i sypialni. W sumie to przydałaby się nawet przeprowadzka. Żeby była pralnia i garderoba. Żeby mieć gdzie trzymać
te(#niemamsięwcoubrać) sukienki. 
Co tam, że dopiero to Wasze drugie święta na nowym mieszkaniu. Że sami na to zapracowaliście. I że na tej kanapie spędziliście najbardziej szalone i romantyczne wieczory. A te wiszące zasłony to był prezent od niego. Jak wróciłaś zmęczona z delegacji. I to nic, że może nie takie, o jakich myślałaś. Ale on tak sam z siebie. Dla Ciebie.
A wakacje. Czy on zwariował?! Znowu Chorwacja?! Przecież już tam byliście. Fakt, miło spędziliście czas. Zresztą to tam na jednej z plaż Ci się oświadczył. Niby to takie tendencyjne, ale było magicznie. No ale kurde znowu Chorwacja?! Mało to miejsc do zwiedzenia. Poza tym samochodem?! Dlaczego nie samolotem. 
Puszczasz mimo uszu, że ten raz w roku ma ochotę wrócić w to miejsce. Do tych wspomnień. Wyznać Ci miłość. I niby pragniesz tej miłości, ale nie po raz kolejny w Chorwacji. Gdyby tak zabrał Cię do Włoch. Albo na Lazurowe Wybrzeże. To ta miłość byłaby jakaś lepsza, a Ty szczęśliwsza. Myślisz sobie. 

I za każdym razem coś. A to, żeby samochód był szybszy, dom większy, ubrania lepsze, a wakacje bardziej egzotyczne. 
I nie ma w tym nic złego pod warunkiem, że to doceniasz. Doceń to co masz, dopiero później staraj się o więcej.

Nadmiar świątecznego jedzenia zmusił mnie ostatnio do rozbicia lodówki polowej na moim balkonie. I tak niosłam garnek zupy do tej lodówki tymczasowej. Kilkanaście sekund po tamtej stronie wystarczyło, żeby mróz dał mi się we znaki. I tak pomyślałam, że wracam do domu i mogę się ogrzać. Odkręcić grzejnik. Zrobić kubek gorącej herbaty. Włożyć cieplejszy sweter. A co bym zrobiła, gdybym nie mogła. Co bym zrobiła, gdybym nie miała, gdzie wrócić?!

Kochacie się. Jesteście zdrowi. Szczęśliwi.To największe dobrodziejstwo. 
Wszystko inne to tylko dodatek. Dziś jest, a jutro może tego nie być. Tak łatwo o tym zapomnieć.

W obliczu takich historii, jak Wioli człowiek patrzy w lustro i mu wstyd. Sam wpędza się w zakłopotanie. Bo czymże jest to chcieć nowsze, lepsze, więcej, mocniej, dalej do tego żeby w ogóle coś było. Żeby był kolejny dzień, miesiąc, rok. Żeby było nocne wstawanie, bo możesz wtedy wziąć w ramiona swój największy Skarb. Żeby było to sprzątanie i gotowanie, bo to znaczy, że masz dla kogo. Żeby były wczesne pobudki, nawet te skoro świt, bo to znaczy, że możesz żyć kolejny dzień... 

Patrycja