Dzisiaj to zdecydowanie nie mój dzień, a przede wszystkim nie mój wieczór, nie moja noc... Wylałam taką ilość łez na jaką miałam akurat zapotrzebowanie( jakie to czasem zbawienne, pomaga powierzchownie i na krótko, ale dobre i to), więc mogę się zabrać za pisanie- przez spuchnięte oczy trochę gorzej widać monitor, ale mam nadzieję, że uda mi się coś napisać.... ;)

Natchniona przeczytanym właśnie artykułem "ALBOWIEM PRYSŁY ZMYSŁY- DLACZEGO POLKA ZDRADZA" zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać. Tytuł zdecydowanie można przerobić na "DLACZEGO POLACY ZDRADZAJĄ"- nie chodzi tu o płeć, a o fakt zdrady. I wiecie co jest najgorsze? Po przeczytaniu doszłam do wniosku, że wbrew pozorom wcale nie tak o to trudno. Że wcale w związku nie musi być dramatów, awantur, nałogów. To nie tak, że nieszczęście trwa latami i postanawiamy uciec w coś, uciec w kogoś. Podobno co piąta kobieta szuka poza związkiem tego, czego nie dostaje od partnera: zachwytu, czułości, uwagi. I szczerze mnie to przeraziło. I zaczęłam sobie zadawać pytania: Czy wystarczająco często okazuje Mężowi ile dla mnie znaczy, jak bardzo go kocham, szanuje, czy za pewne rzeczy podziwiam? Czy mimo wielkiego aktualnie zmęczenia znajduje chociaż trochę siły i czasu, żeby przyrządzić mu dobry obiad, czy kolację? Czy przechodząc obok niego znajduje chęć, żeby go przelotnie dotknąć, czy przytulić? Czy wystarczająco dużo z nim rozmawiam? Czy mówię mu jak kocham jego uśmiech, potężne i męskie ramiona, czy zapach jego skóry? Czy pytam go jak minął mu dzień, jaki ma nastrój i czy jest coś, czym mogę go ewentualnie poprawić? Czy czasem mimo gorszego dnia naszego dziecka i mojej frustracji znajduje w sobie tyle siły, żeby zagryźć zęby i się na nim nie wyżywać? Czy chce mi się spacerując z Nelą wstąpić do sklepu po piwko do meczu, albo po jego ulubione łakocie? Czy staram się wyglądać dla niego pomimo innych obowiązków wystarczająco atrakcyjnie? Czy dbam o to, żebyśmy mieli czasem czas tylko dla siebie- żebyśmy posłuchali ulubionej muzyki, obejrzeli ulubiony serial, pogadali o wspólnych pasjach, marzeniach, upragnionych wakacjach? Czy jestem jeszcze dla niego tą kobietą, której tak kiedyś pragnął i tak bardzo kochał? No właśnie... Czyż nie powinniśmy co jakiś czas my jako partnerzy- ja jako kobieta i żona, on jako mężczyzna i mąż zadawać sobie swoich własnych pytań i szukać na nie odpowiedzi? Może taki rachunek sumienia raz na jakiś czas jest jakimś kluczem do sukcesu, do szczęśliwego, autentycznie kochającego się małżeństwa? Nic nie jest nam dane raz na zawsze, miłości nie wystarczy odkryć, trzeba jeszcze o nią dbać i wzmacniać cegiełka po cegiełce. I w tym cała sztuka. Żeby w dzisiejszych czasach, w natłoku problemów i trudności, pomimo własnych słabości, czasem lekkiego egoizmu- kochać tak jak kochało się na początku. Warto czasem przycupnąć w swojej świadomości i przypomnieć sobie dlaczego z nim/nią jestem, dlaczego go/ją wybrałem, za co pokochałem.... Decydując się na życie we dwoje przyrzekamy sobie wierność, ale starajmy się na codzień, żeby nie była to przysięga "pod warunkiem, że...". I dbajmy o siebie tak jak kiedyś, odnajdźmy w sobie tych zakochanych małolatów i niech idą z nami przez życie...

Pisząc ten post sama siebie zmusiłam do pewnych przemyśleń. Dla dobra każdego związku warto czasem o takie autorefleksje... 

Oczyszczona, zmęczona i po rachunku sumienia uciekam przytulić się do mojego Męża... bo chyba zdałam sobie sprawę z tego, że jeszcze tego dzisiaj nie robiłam... ;)

Patrycja ;)
Nela śpi, Mój K. już też, a ja lekko natchniona... postanowiłam zabrać się za odkurzanie bloga... póki co to będzie pranie wstępne, ale od czegoś trzeba zacząć ;)
Dzisiaj będzie krótko, zwięźle i na temat;)

Odkąd sięgam pamięcią i wspominam wszystkie wpisy znajomych i mniej znajomych na facebooku, zachwyty na żywo i wałkowanie w kółko sytuacji pod tytułem: "nasz pierwszy ząbek", "dzisiaj powiedziała pierwszy raz mama", "dzisiaj usiadła", "pierwszy raz zjadł kaszkę", "zrobił pierwszy kroczek", etc. to myślałam no ok, super... ale czym tu się zachwycać? Po co tak to przeżywać? Czy cały świat musi o tym wiedzieć? Wtedy zupełnie tego nie rozumiałam... Teraz rozumiem, aż za bardzo :)

Od półtora miesiąca moje dziecko codziennie mnie czymś zaskakuje. Teraz widzę jaką to ma moc. Jak ja czekam na takie niespodzianki. Dopiero mając własne dziecko uzmysławiamy sobie jak bezcenny jest uśmiech dziecka, próba jego rozmowy z nami, czuły uścisk. Do tych moich wywodów natchnęło mnie dzisiejsze zachowanie Neli- to znaczy przeleżała "grzecznie"- bez płaczu, ale przebierając bez przerwy rączkami i nóżkami( no cóż mamy mega żywe dziecko ;))- w łóżeczku, na przewijaku, w wózku, na wyspie w kuchni, w leżaczku, tyle czasu, że zbierając wszystkie dni od urodzenia do kupy, chyba by się tyle tego nie uzbierało :) I to już jest dla nas mały sukces... I to, że leżąc na brzuszku podnosi mocno główkę do góry i rozgląda się tak, że babcia nie może wyjść z podziwu... i to, że potrafi tak pięknie się do nas uśmiechać... i to, że prowadzimy już takie całkiem poważne rozmowy, a Nela, aż się trzęsie, żeby z nami pogadać, więc próbuje nadrabiać gruchaniem i gaworzeniem... i to, że cieszy się do swoich kolorowych sówek, które wirują nad jej łóżeczkiem, bo widzimy postęp w tym co widzi...I jeszcze dużo można by wymieniać... Skoro cieszą mnie takie niby błahostki to co będzie, jak usłyszę MAMA albo zobaczę jak stawia pierwszy krok?! Aż strach pomyśleć :)

To, że umie już to, czy tamto mimo tego, że jest jeszcze takim Okruszkiem napawa mnie wielką dumą. Większą, niż gdyby mi samej udało się coś osiągnąć. Nie mówię, że mamy rezygnować z siebie i żyć tylko dla dzieci- w końcu tylko szczęśliwa i spełniona mama, będzie dobrą mamą. Jednakże chyba prawdziwe macierzyństwo polega na tym, że kochasz swoje dziecko bardziej, niż siebie i to one jest priorytetem Twojego życia. Mam swoje marzenia i cele, nie mam zamiaru dokonywać jakichś trudnych wyborów, bo i po co... Wiem, że wszystko można połączyć i mądrze wywarzyć... Jednakże bezsprzecznie Nela będzie zawsze najważniejsza, a każdy jej najmniejszy sukces będzie cieszył tak, jak gdyby zdobywała najwyższy i najtrudniejszy szczyt świata... i zawsze będę jej to powtarzała <3 Mam nadzieję, że pozwoli jej to wyrosnąć na pewną siebie i znającą swoją wartość kobietę. Tego mamusia by sobie życzyła :)



Patrycja ;)






Nela od dwóch dni przechodzi samą siebie... jest taka grzeczna... od godziny już śpi, więc mama ma czas, żeby chwilę odpocząć i zasiąść do komputera :)
Nie mogę uwierzyć, że minęło już prawie 5 tygodni od momentu, kiedy znalazła się w moich ramionach. To był czas fascynacji, szczęścia, totalnego zakochania, ale też(czego zupełnie nie ukrywam) czas zmęczenia, stresu, obaw, frustracji. Tego co niesie za sobą macierzyństwo nie da się opisać, to trzeba poczuć. Zdążyłyśmy się już na tyle poznać, że wiem kiedy jest zmęczona, kiedy wstaje w dobrym humorze, czy ten płacz to akurat na głód, czy na "mama nudzi mi się". Wiem jak się napina i czerwienieje, że zapełnia pieluszkę, ale oczywiście udaje, że nic takiego nie ma miejsca ;) Mimo, że nie zawsze wiem co chce mi "powiedzieć" to myślę, że zdążyłam poznać ją już na tyle, że całkiem nieźle radzimy sobie z naszą codziennością. Mówi się, że po dzieciach widać jak ten czas leci- to zdecydowanie prawda. Przecież te 5 tygodni to wydawać by się mogło chwila, ale przez tą chwilę widzimy jak z dnia na dzień zmienia się nasze dziecko. Jak jej noworodkowa buźka nabiera niemowlęcego charakteru. Jak zmienia się jej skóra. Jak próbuje z nami pogadać, jakby pogaworzyć. Jak jej oczka stają się takie mądre. To wszystko tak cieszy, ale też smuci. Bo ten nasz CUD rośnie w tak szybkim tempie. Już nigdy nie będzie takim malutkim, bezbronnym okruszkiem. Będzie stawała się z dnia na dzień większą, mądrzejszą dziewczynką- z własnym zdaniem i charakterkiem ;) Ale mimo tego, że jestem często zmęczona, niewyspana, sfrustrowana, całkowicie z nią związana przez karmienie piersią( na tyle, że nie mam szansy wyskoczyć na więcej niż godzinę bez niej), to chciałabym zatrzymać ten czas...żeby nie rosła tak szybko... żebym mogła cieszyć się jej maleńkimi rączkami i stópkami jak najdłużej. Żeby dalej tak słodko zasypiała na mojej piersi. Żebym sama z jej oczu czytała ogromną miłość- bo wiem, że kocha nas tak przeogromnie jak my ją. 
Uwielbiam ją tak bardzo, że nie jestem w stanie tego opisać. Mogłabym ją zacałować- notabene pewnie ma już tego dość bo robimy to bez przerwy. Kocham jej zapach. Kocham jej gładką skórę. Kocham te wielkie, mądre oczka. Kocham ciepło jej ciałka. Kocham ją tulić. Kocham ją nosić. Kocham się nią opiekować. Kocham ją uspokajać. Kocham do niej mówić. Kocham być jej potrzebna i niezastąpiona. Nawet kocham te jej kupki robione nie zliczę ile razy dziennie;) Po prostu kocham ją kochać i nie ma na świecie takiej rzeczy, której bym jej odmówiła i nie ma siły, która to zmieni. I nigdy przenigdy nie pozwolę jej skrzywdzić... zawsze będę jej podporą i portem, w którym może znaleźć schronienie. I wiem też jak silne uczucie, takie na całe życie łączy matkę z córką... dopiero teraz rozumiem moją mamę, która mimo moich 26 lat troszczy się o mnie i martwi tak jakbym miała lat 6 ;) Nela też na zawsze będzie dla mnie moją małą córeczką <3 Cudownie być MAMĄ... jak to dumnie brzmi :)










Patrycja ;)