Natchniona tym i owym postanowiłam coś napisać. A konkretnie właśnie TO.
Jeżeli jestem zmęczona i mam wszystkiego dosyć- to najzwyczajniej w świecie o tym piszę. Jak Nela budzi się 5 razy w nocy, nie chce spać w dzień, nie daje wytchnienia swoim płaczem, czy marudzeniem- to też o tym piszę. Nawet jak miewamy niezliczone ilości "awarii", a ja nie nadążam zapierać kupy białym jeleniem, to także nie mam problemu o tym napisać. I wcale nie dlatego, żebyście napisały mi, że u Was jest tak samo. Nie dlatego, że czerpię przyjemność z tego, że nie tylko u mnie jest w danym momencie/sprawie beznadziejnie... Tylko dlatego, żebyście napisały mi, że mam się nie przejmować, że to tylko gorszy dzień, że jutro będzie lepiej, a w gruncie rzeczy świat nie jest wcale taki do dupy. Nawet nie wiecie jaką siłę daje mi to, że mogę się tym z Wami podzielić- z innymi bardziej lub mniej doświadczonymi mamami, przyszłymi mamami, ale przede wszystkim po prostu kobietami, których moc zrozumienia jest nie do przecenienia. Nie ma w tym wszystkim odrobiny wyrafinowania, czy perfidii. Nie będę przecież udawać kogoś kim nie jestem i opisywać Wam mojego wyidealizowanego życia, które idealne rzecz jasna nie jest. Jak każdy miewam gorsze dni, ponoszę porażki, ale staram się z nich podnosić, a tym wszystkim z Wami dzielić. Nie powiem...  sama lubię pozytywnych, uśmiechniętych ludzi- to oni właśnie jak nikt inny potrafią naładować energią i dać rozweselający zastrzyk pełen pozytywnych emocji. Mimo wszystko też staram się taka być. No ale przechodząc w dalszym stopień wtajemniczenia(czytaj macierzyństwo) i stając się już totalnie wielofunkcyjną kobietą, która jak pewnie każda z Was niemało ma do ogarnięcia chyba nie byłabym wiarygodna gdybym pisała, że moje dziecko jest absolutnie grzeczne, idealne, maż nosi mnie na rękach, ja jestem piękna, mądra i nie mam żadnych kompleksów, a wychowanie dziecka, dbanie o płomień domowego ogniska i o siebie jednocześnie to istna bułka z masłem. No tego to ja nie znoszę. I nie... nie dlatego, że zazdroszczę, że ja też tak chcę... tylko dlatego, że w to nie wierzę. Dlatego, że to dla mnie maska. No chyba, że to jakiś sposób na kreowanie samego siebie. To ok. Ale ja tutaj bynajmniej nie kreuję swojego życia, tylko pokazuję je takim jakie jest... I taki miał być z założenia ten blog. Prędzej pewnych rzeczy nie napiszę , niż napiszę nieprawdę. Jeżeli więc liczycie na to, że macie do czynienia z kobietą, która ma zawsze nienaganny mejkap, włos, nie nosi wyciągniętych dresów, jej dom wiecznie lśni, nie potrafi przeklnąć, nie miewa gorszych dni, a jej niespełna 4 miesięczne dziecko potrafi już zająć się samo sobą, i w sumie nie robi kup, a już na pewno nie rzadkich.... to chyba jednak nie chcecie się ze mną kumplować :D
A tak serio... dziękuję za każde Wasze odwiedziny, wiadomości, każdy lajk, każdy jeden komentarz- ciepłe słowo, poradę, ale za konstruktywną krytykę także. Za to, że chce Wam się nas czytać i na nas patrzeć :) A ja kocham to, że mam taki swój drugi mały świat.... taką mała odskocznię... i takie grono fajnych kobitek <3










Podejmując wyzwanie, które rzuciła mi( i nie tylko mi) Mama Krzysia pragnę podzielić się z Wami tajemną wiedzą na temat zawartości mojej wózkowej torby ;) Oprócz tego, że jest to torba głównie z rzeczami Neli, to i mama znalazła tam dla siebie kawałeczek miejsca. W końcu jest ona od niemalże 4 miesięcy także moją torebką- dzienną, wieczorową, na co dzień i na specjalną okazję ;) Jeżeli jesteście ciekawe mijając mnie na ulicy co ja tam skrzętnie chowam to spójrzcie niżej ;) Wybaczcie, że daruję sobie opis no ale... chyba przekaz foto jest dość jasny ;p TADAM:






W związku z tym, że do życia podchodzę niestety dość emocjonalnie, to i w tym przypadku nie zabrakło stresu i ogromu emocji. Na szczęście nerwy odeszły w zapomnienie, a Nela już od tygodnia jest ochrzczonym dzidziusiem ;) Nie będę się rozpisywała, bo pewnie u każdego ten dzień wygląda podobnie- Kościół, a potem obiadek i ciacho. My w tej kwestii nie złamaliśmy powszechnie przyjętego schematu i podobnie też było u nas. Od rana byłam mocno poddenerwowana- wszystko szło nie tak. Nela obudziła się wcześniej niż zwykle, nie wiedziałam jak tu wycyrklować drzemki, karmienia. Do tego wszystkiego tort jaki odebraliśmy był totalnie odmienny od tego zamówionego. Ostatecznie ubieraliśmy się 3 minuty przed wyjściem do Kościoła, Nela była śpiąca, marudna i na dodatek głodna, bo nie wiedzieć czemu zaprotestowała na pierś. Na szczęście były to tylko dobrego złe początki. Po przyjeździe do Kościoła moja mama przechwyciła Nelę podczas, gdy my udaliśmy się dopełnić reszty formalności. Gdy wróciłam Nelcia spała( nieoceniona babcina moc) i myślę, że przez większość mszy tak by pozostało, gdyby nie niemiłosiernie głośny płacz jednego z dzieci, który to ostatecznie nie pozwolił Neli na drzemkę. Faktem jest, że po jej pobudce miałam ją cały czas na rękach, ale nie pisnęła ani razu przez całą mszę- nawet przy samym momencie polewania główki( a dodajmy, że była już w trakcie ząbkowania o czym nie wiedzieliśmy ;). Także byłam z niej dumna, nie spodziewałam się nawet, że będzie tak dobrze- jak widać Nela wie co to babska solidarność;) Potem wspaniale spędzony czas w gronie najbliższej rodziny i znajomych. Summa summarum- Nelcia grzeczna, goście najedzeni i zadowoleni, a my przeszczęśliwi, że ten dzień był tak piękny dla całej naszej rodzinki. Jeden z kolejnych ważnych momentów w życiu Neli za nami. Moja duża mała dziewczynka ;) <3



























Proszę Państwa !!! Radość i duma mnie rozpierają... Gdybym była pawiem z pewnością prezentowałabym się w tej chwili niezwykle dostojnie. A wiecie dlaczego? No to zaraz się dowiecie ;p


Podczas codziennej higieny i standardowego zajmowania się Nelą nie wiedzieć czemu, ale moja uwaga skierowała się ku buźce Neli... Mama zajrzała zupełnie przypadkiem w tereny, w które raczej nie często się zapuszcza i... znalazłam je... 2 dolne ząbki !!! Rozumiecie to?? ;) Nie chcąc, a raczej nie mogąc uwierzyć, że moje dziecko, które ma nieco tylko ponad 3 miesiące, które to ostatnimi czasy nie było rozdrażnione i nie gorączkowało, ma już ząbki... a uściślając nawet 2 ząbki, udałam się po metalową łyżeczkę celem przeprowadzenia doświadczenia potwierdzającego zaistniałą sytuację. Łyżeczka się nie myliła, i mama także... ten odgłos mimo, że delikatny to jeden z najpiękniejszych słyszanych przez mnie dźwięków ;) Mimo, że to tylko takie delikatne, malutkie zębusie to możecie się domyślać jaką sprawiły mi one radość. A przyszły tak nagle... niespodziewanie... ;) 

No cóż... czekamy, aż te wyjdą bardziej i ...na kolejne... Chociaż moje sutki pewnie mniej :D


Teraz rozumiecie już co ma wspólnego Nela z Suarezem, jak to wymyślił mój Mąż ;)



P.S.

Jak będziesz to Nelciu kiedyś czytała to wiedz, że Mama jest najszczęśliwsza na świecie, że ma taką wspaniałą, mądrą i cudownie rozwijającą się córeczkę !!! Kocham Cię <3





Patrycja ;)

W związku z tym, że miniona niedziela była słoneczna, a Nela w doskonałym humorze postanowiliśmy nie siedzieć w domu. Lubię odwiedzać wszelakie eventy, w których to handmade- zarówno wnętrzarski, jak i dla dzieci odgrywa jedną z głównych ról. Dlatego też postanowiliśmy wybrać się na Familijne Targowisko Różności i Umiejętności. Z takich okazji zdecydowanie trzeba korzystać, gdyż rzadko w moim mieście dzieje się coś godnego uwagi, przynajmniej mojej ;) Hasło przewodnie Targowiska "Od brzuszka do szkolnego fartuszka" świetnie opisuje całe przedsięwzięcie. Były stoiska i atrakcje dedykowane kobietom w ciąży ( szkoła rodzenia, doradca laktacyjny, grupy wsparcia mam karmiących, sklepy z artykułami dla kobiet w ciąży i dzieci), kobietom - już mamom ( porady żywieniowe, gabinety kosmetyczne, szkoły muzyczne, przedszkola, chustowanie, masaż niemowląt),  a także samym dzieciom ( wielowymiarowe kino, dmuchany zamek, eksperymenty z najprawdziwszym chemikiem) i wiele innych. Jednak głównym powodem, dla którego miałam ochotę się tam znaleźć były stoiska hendmejdowe- z dodatkami do pokoików dziecięcych, zabawkami, pluszakami, elementami wyprawki dziecięcej. Mogłabym tam spędzić cały dzień i podziwiać te cuda, gdyż bardzo doceniam taką ręczną pracę, unikalne rzeczy i pasję ludzi, którzy je tworzą. Jednak jak się domyślacie mojego entuzjazmu i zachwytu nie podzielał do tego stopnia mój mąż, żeby spędzić tam więcej czasu, aniżeli zdrowy rozsądek by nakazywał ;) Niemniej jednak chciałam podzielić się z Wami listą twórców, którzy mnie zauroczyli, a których to arcydzieła może i Wam się spodobają. Absolutnie moja stylistyka i staranność wykonania. Zdecydowanie mogłabym przygarnąć cały ich asortyment ;)

Lulaki
Popielewska Style
Paisley
Kidii





















Więcej szczegółów i zdjęć znajdziecie na FP Familijnego Targowiska na facebooku( klik).



Nelcia na początku zafascynowana wszystkimi światełkami i odgłosami...




... ostatecznie się poddała i zasnęła ;)



A może Wy podzielicie się na forum twórcami handmade, których znacie i warto zapoznać się z ich produktami? :) Jestem bardzo ciekawa :)


Patrycja ;)
W czerwcu zeszłego roku odpoczywaliśmy w Jastrzębiej Górze tylko we dwoje, nie rozmawialiśmy wówczas nawet o potomstwie, a może inaczej: myśleliśmy, ale nic w tym kierunku nie robiliśmy... Minął rok i trochę, a odwiedziliśmy to miejsce ponownie... tym razem już z naszą córką <3 
Mimo, że przez moją dietę i karmienie piersią nie mogłam napić się letniego koktajlu w ulubionym barze, zjeść przysłowiowego loda, czy gofra, a dzień zaczynał się o tej godzinie, o której rok temu się kończył to i tak warto było tam jechać. Pokazać Neli polskie morze i pozwolić jej na totalny reset w innym klimacie(tak, tak nawet i takim brzdącom czasem potrzeba trybu odpoczynek), z dala od miejskiego zgiełku, hałasu, pędu i spalin... I wiecie co? Nasza córka bardzo to doceniła. Była po prostu Aniołkiem... apetyt, sen, nastrój- nie można się przyczepić do niczego. No cóż... powrót do rzeczywistości okazał się dość bolesny, a Nela w dobitny sposób dała nam do zrozumienia, że już możemy zacząć zapełniać świnkę skarbonkę, celem zakupu jakiejś nadmorskiej willi... no, albo chociaż mieszkanka ;) 

Jak to w życiu bywa- wszystko co dobre szybko się kończy.... 
Pogoda za oknem typowo jesienna, więc miło popatrzeć, powspominać pogodne dni i wpuścić trochę słońca do swojego życia. Tak więc ku pamięci ;)


            Pełne zaangażowanie Babci i widać efekty ;)



 Nie ma to jak spacer w silnych, tatowych ramionach ;)


U mamy też nie jest źle, no ale bez okularów nie daję rady ;)


Z cyklu Jestę Modelę, a Ty moim Fotografę ;p



Na odwiedziny( niejedne) tatowego raju czas też się znalazł. Niestety mama tylko przy herbatce ;p



Podziwiamy i wdychamy to co najzdrowsze :)



 Wbrew pozorom bycie noszonym też może zmęczyć ;p


 Kinomaniak ;)


Spacery, spacery... ;)





Pałąk, aż się ugina pod ciężarem zabawek, więc i zadowolenie się pojawiło ;)


Mamo no weź budź się... przecież jest już 5:50! ;)



Ooo jaaaa... ale ten sufit jest naprawdę super- nie wiem jak Wy, ale ja do domu nie wracam ;)