Spotkania blogerskie wiążą się nie tylko z aspektem charytatywnym, czy towarzyskim. Uczestnictwo w nich daje nam blogerom możliwość poznania i przetestowania nowych marek, a często także dostania świetnych produktów na własność. Nie byłoby to jednak możliwe, gdyby nie ogromny upór, zapał, zaangażowanie i poświecenie organizatorów (Martuś dziękuję), a przede wszystkim otwartość sponsorów na przekazanie swoich produktów/ usług w zamian za pokazanie swojej marki w trakcie spotkania, jak i w późniejszym czasie na blogach uczestników.

To nie będzie standardowa relacja ze spotkania. Dość typowej gadaniny o tym, czy obiad był smaczny, a krzesło wygodne. Oczywiście, że cudownie, gdy spędzamy czas w miłym miejscu, przy apetycznie zastawionym stole, ale czy to jest najważniejsze?! Zdecydowanie nie! Gdy towarzystwo jest doborowe to atmosfera tworzy się sama, a wtedy nieważne, czy siedzimy w drogiej restauracji, na starym mieście pod parasolkami, czy na kocu w pobliskim parku ;) Spotkanie, w którym miałam przyjemność uczestniczyć 27 czerwca w Mogilnie spełniało jednak wszystkie wymogi, żeby można je było nazwać obiektywnie bardzo udanym (bardzo bardzo bardzo) ;)



Dlaczego pojechałam?
Powodów było kilka, a kolejność ich opisania jest losowa ;)
Jednym z nich jest sama organizatorka całego zamieszania (czyt.spotkania)- Marta (Zakręcony Świat Marty). Z Martą znamy się z innych blogerskich spotkań. To ciepła, sympatyczna i pozytywnie zakręcona babka. Skoro ktoś taki zabrał się za organizację spotkania, to nie miałam wyjścia- nie mogło mnie tam zabraknąć ;)


Kolejnym powodem był sam cel spotkania i chęć niesienia pomocy. Od zawsze jestem bardzo wrażliwa na krzywdę i niesprawiedliwość. Odkąd zostałam mamą ból i cierpienie dzieci trafia do mnie jeszcze mocniej i otwiera takie drzwiczki, o których istnieniu nawet nie miałam pojęcia. My blog my passion miało charakter charytatywny i wsparło finansowo chorą na mukopolisacharydozę pięcioletnią Roksankę, którą miałyśmy przyjemność poznać osobiście. W trakcie przybliżania nam przez jej mamę szczegółów choroby i problemów z jakimi muszą sobie radzić, nie jednej z nas zaszkliły się oczy, a ja przyznam szczerze z trudem powstrzymywałam łzy. Stała przede mną piękna, blondwłosa, niewinna dziewczynka ze swoją mamą i młodszą siostrą, która nie pierwszy rzut oka wyglądała tak zwyczajnie, tak normalnie jak nasze dzieci. Za tym pięknym obrazkiem krył się jednak prawdziwy dramat, prawdziwa walka z czasem, z systemem, z chorobą, z wszystkimi możliwymi przeciwnościami. Wyobraziłam sobie jak ciężko musi im być, jaką codziennie walkę toczy nie tylko Roksanka, ale i jej mama i miałam wówczas nieodpartą ochotę utulić z całych sił moją Nelę i podziękować Bogu za to, że jesteśmy zdrowe i mimo naszych codziennych trosk, mamy wielkie szczęście. To ogromna radość, że uczestnicząc w cudownym spotkaniu można także zrobić coś dobrego dla innych. W takich momentach cała otoczka spotkania naprawdę przestaje mieć znaczenie, ważne jest tylko z kim i po co się spotykamy :)


Pora przyznać się do ostatniego powodu. Tak- jeżdżę na takie spotkania, żeby odpocząć od bycia mamą, żoną, kucharką, sprzątaczką i panią domu. Od marudzenia i ciągłego "Mamamamamama" i "Kochanie co dzisiaj na obiad?" ;) Jeżdżę, żeby zrobić coś tylko dla siebie. Poznać nowe, fantastyczne osoby, pośmiać się, wymienić doświadczeniami, nauczyć czegoś nowego. Zjeść w spokoju (bez przerywania) ciepły (w końcu) obiad, napić się kawy, a na deser zjeść pyszny tort. O tak! To też był ważny powód! W końcu trochę zdrowego egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziło ;)




Jak było?
Wspaniale, cudownie, miło, sympatycznie, kobieco... . Mogłabym tak bez końca, bo fajne inicjatywy, rzeczy i osoby należy głośno chwalić ;) Poznałam fantastyczne babeczki i dowiedziałam się wielu nowych, ciekawych rzeczy od dziewczyn z blogów Nie tylko różowo i The secret of healing (i nie tylko). Poza tym zajadałam się pysznościami, pozowałam do zdjęć, udzieliłam pewnie najbardziej kompromitującego wywiadu w życiu, a na koniec zgarnęłam masę genialnych kosmetyków (i nie tylko), które po dzień dzisiejszy przypominają mi o tym spotkaniu. Czegóż chcieć więcej ;)








Czego żałuję?
Tego, że nie z każdą z uczestniczek udało mi się osobiście porozmawiać (mam nadzieję, że to nadrobimy przy okazji kolejnej edycji dziewczyny!). No i tego, że nie zdołałam zostać na warsztatach rękodzielniczych, no ale wiecie jak to w tej bajce z Kopciuszkiem... o odpowiedniej godzinie musiałam uciekać z "balu" i wracać do moich towarzyszy życia ;) Facet w domu + ząbkujące dziecko to mały kataklizm :D


Na koniec wielkie podziękowania i gratulacje należą się Marcie- naszej organizatorce i pomysłodawczyni spotkania. Jego organizacja, tym bardziej w pojedynkę to zapewne wiele wyrzeczeń, nieprzespanych nocy i wielki stres. Dziękuję, że mogłam być częścią My blog my passion. Jesteś tak mała, a taka Wielka!!! :*

P.S.1 No cóż... fajnie jest być blogerem. Nie ma co ;)

P.S.2 Zdjęcia umieszczone w poście to dzieło Lady Amarena.