Jak to jest z tą zdradą...

/
0 Comments


Dzisiaj to zdecydowanie nie mój dzień, a przede wszystkim nie mój wieczór, nie moja noc... Wylałam taką ilość łez na jaką miałam akurat zapotrzebowanie( jakie to czasem zbawienne, pomaga powierzchownie i na krótko, ale dobre i to), więc mogę się zabrać za pisanie- przez spuchnięte oczy trochę gorzej widać monitor, ale mam nadzieję, że uda mi się coś napisać.... ;)

Natchniona przeczytanym właśnie artykułem "ALBOWIEM PRYSŁY ZMYSŁY- DLACZEGO POLKA ZDRADZA" zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać. Tytuł zdecydowanie można przerobić na "DLACZEGO POLACY ZDRADZAJĄ"- nie chodzi tu o płeć, a o fakt zdrady. I wiecie co jest najgorsze? Po przeczytaniu doszłam do wniosku, że wbrew pozorom wcale nie tak o to trudno. Że wcale w związku nie musi być dramatów, awantur, nałogów. To nie tak, że nieszczęście trwa latami i postanawiamy uciec w coś, uciec w kogoś. Podobno co piąta kobieta szuka poza związkiem tego, czego nie dostaje od partnera: zachwytu, czułości, uwagi. I szczerze mnie to przeraziło. I zaczęłam sobie zadawać pytania: Czy wystarczająco często okazuje Mężowi ile dla mnie znaczy, jak bardzo go kocham, szanuje, czy za pewne rzeczy podziwiam? Czy mimo wielkiego aktualnie zmęczenia znajduje chociaż trochę siły i czasu, żeby przyrządzić mu dobry obiad, czy kolację? Czy przechodząc obok niego znajduje chęć, żeby go przelotnie dotknąć, czy przytulić? Czy wystarczająco dużo z nim rozmawiam? Czy mówię mu jak kocham jego uśmiech, potężne i męskie ramiona, czy zapach jego skóry? Czy pytam go jak minął mu dzień, jaki ma nastrój i czy jest coś, czym mogę go ewentualnie poprawić? Czy czasem mimo gorszego dnia naszego dziecka i mojej frustracji znajduje w sobie tyle siły, żeby zagryźć zęby i się na nim nie wyżywać? Czy chce mi się spacerując z Nelą wstąpić do sklepu po piwko do meczu, albo po jego ulubione łakocie? Czy staram się wyglądać dla niego pomimo innych obowiązków wystarczająco atrakcyjnie? Czy dbam o to, żebyśmy mieli czasem czas tylko dla siebie- żebyśmy posłuchali ulubionej muzyki, obejrzeli ulubiony serial, pogadali o wspólnych pasjach, marzeniach, upragnionych wakacjach? Czy jestem jeszcze dla niego tą kobietą, której tak kiedyś pragnął i tak bardzo kochał? No właśnie... Czyż nie powinniśmy co jakiś czas my jako partnerzy- ja jako kobieta i żona, on jako mężczyzna i mąż zadawać sobie swoich własnych pytań i szukać na nie odpowiedzi? Może taki rachunek sumienia raz na jakiś czas jest jakimś kluczem do sukcesu, do szczęśliwego, autentycznie kochającego się małżeństwa? Nic nie jest nam dane raz na zawsze, miłości nie wystarczy odkryć, trzeba jeszcze o nią dbać i wzmacniać cegiełka po cegiełce. I w tym cała sztuka. Żeby w dzisiejszych czasach, w natłoku problemów i trudności, pomimo własnych słabości, czasem lekkiego egoizmu- kochać tak jak kochało się na początku. Warto czasem przycupnąć w swojej świadomości i przypomnieć sobie dlaczego z nim/nią jestem, dlaczego go/ją wybrałem, za co pokochałem.... Decydując się na życie we dwoje przyrzekamy sobie wierność, ale starajmy się na codzień, żeby nie była to przysięga "pod warunkiem, że...". I dbajmy o siebie tak jak kiedyś, odnajdźmy w sobie tych zakochanych małolatów i niech idą z nami przez życie...

Pisząc ten post sama siebie zmusiłam do pewnych przemyśleń. Dla dobra każdego związku warto czasem o takie autorefleksje... 

Oczyszczona, zmęczona i po rachunku sumienia uciekam przytulić się do mojego Męża... bo chyba zdałam sobie sprawę z tego, że jeszcze tego dzisiaj nie robiłam... ;)

Patrycja ;)


Podobne posty:

Brak komentarzy:

Co o tym myślisz?