Za czym tęsknię...

/
0 Comments
Po ciężkim wieczorze i nocy(czytaj: zgaga, bóle pleców i żeber, rwa kulszowa, wstawanie do toalety kilka razy, nocne i poranne mdłości)dochodzę do wniosku, że 8 miesiąc, w którym teraz jestem i 9, który przed nami to już naprawdę nie kaszka z mleczkiem:( Mimo, że ten mój brzuszek jest dla mnie słodkim ciężarem, to jednak jest już naprawdę ciężarem... Niektóre prozaiczne czynności stanowią dla mnie naprawdę spory problem( sapie i dyszę już czasem tak, że chyba wszyscy sąsiedzi naokoło mnie słyszą:D), a pojawiające się ciążowe dolegliwości doprowadzają czasem do szału(tym bardziej, że będąc w tym wyjątkowym stanie nie możemy, a czasem nie mamy możliwości, żeby sobie ulżyć).
I doszłam do wniosku, że mimo, że to dla mnie najpiękniejszy okres w życiu, że z niecierpliwością czekam na moje wymarzone Szczęście...to przecież jestem nie tylko przyszłą mamą, ale w dalszym ciągu kobietą, żoną, kochanką, koleżanką, córką, siostrą, itd. Tak więc powiem Wam, że tęsknię czasem do pewnych rzeczy:

* Niezobowiązujące spontaniczne podróże( i o ile jeszcze jakiś czas temu nie było to problemem, to podróże w 8, czy 9 miesiącu ciąży o ile nie chcemy rodzić byle gdzie i byle jak są dość ryzykowne- podrzuciłam ostatnio mężowi pomysł, że może wybierzemy się w kwietniu na jakiś dłuższy weekend do Pragi, ale spojrzał tylko na mnie dość wymownym spojrzeniem, więc z wyjazdu nici- no tak, w razie rozpoczęcia akcji porodowej na moście Karola, chyba nie zdążymy na czas wrócić do Bydgoszczy).

* Deska pełna pleśniowych serów-na dzień dzisiejszy nawet zwykły brie by mnie zadowolił;)

* Alkohol- i nie mówię tu o jakichś zawrotnych ilościach, ale o lampce(no może dwóch hehe) pysznego winka, jakiś pyszny koktajl(jak wspomnę sobie te z zeszłorocznych wakacji w Jastrzębiej Górze to ślinka mi cieknie), czy nawet jeden zwykły drink w towarzystwie męża, czy znajomych w weekendowy wieczór;)

* Sex- ale wiecie...taki normalny, taki jak zawsze, nie taki ostrożny, nie z hamulcami, i nie z podglądaczką w brzuszku....;p

* Bezproblemowa depilacja- chyba wszystkie ciężarne wiedzą z czym to się je...coś co kiedyś nie było żadnym wysiłkiem, teraz zajmuje 10 razy więcej czasu, wysiłku, a i tak efekty nie do końca są zadowalające przez ten przysłaniający nam wszystko brzuszek;) Ja wychodzę z kąpieli, której towarzyszy depilacja jestem po prostu padnięta...jakbym stoczyła przynajmniej jakąś małą bitwę:D

* Stare odbicie w lustrze- ten moment, kiedy przed wyjściem patrzę na siebie i mogę śmiało powiedzieć "nieźle wyglądasz":) Teraz też poza wielkim brzuszkiem nie narzekam...ale wiecie...ten płaski brzuch, podkreślające zgrabną figurę ciuchy...(ale w pełni kocham siebie i swój brzuszek teraz, bo już ubóstwiam moją Nelusię- a na powrót do formy przyjdzie jeszcze czas;))

* Solarium- nie mówię tu o zjaraniu się na murzyna i przesadnym korzystaniu, ale wiecie jak to jest jak przychodzi po kolei jesień, zima, potem wiosna, a przez ten czas nasza skóra nie doznała dotyku słońca( tym bardziej przy jasnej karnacji jaką mam).Wyglądam jak córka młynarza,a wiadomo, że delikatny koloryt zawsze działa na plus....no trudno...muszę jeszcze trochę wytrzymać;)

* I w końcu w pełni przespana wygodnie i komfortowo noc- bez wtulania się w wałek ciążowy, bez obawy o to, że zgniotę/uderzę/przycisnę(lub mój mąż)brzuszek, bez wstawania na siusiu, albo bezsenności, albo wstawania na piciu...Ahhh;)


Mimo, że czasem trochę pomarudzę(w końcu już chyba na koniec ciąży mam święte do tego prawo)to uważam ten okres za najwspanialszy, najbardziej wyczekiwany i nie wyobrażam sobie, żeby miało go nie być. Każdy kilogram więcej, każde zdjęcie usg naszej córci, każde słyszane jej bicie serca, każdy kopniak, każda czkawka i skaczący brzuch, każda moja mdłość, każdy gorszy dzień...To coś co jest niewyobrażalne, i to coś co sprawia, że z dnia na dzień coraz bardziej czuję się mamą, kimś kto jest całym światem dla tego małego okruszka i który w pełni za niego odpowiada...
Co nie zmienia faktu, że jeszcze trochę i już nie będę musiała mieć wyrzutów sumienia i nie będę musiała za tym tęsknić- bo będę miała już Malusią przy sobie i na pewne rzeczy będę mogła sobie pozwolić...no ale cóż...pewnie wtedy też będę musiała z czegoś zrezygnować i za czymś będę tęsknić...Ale jestem pewna, że bycie MaMą wynagrodzi trud, poświęcenie...wystarczy tylko, że ten mały cud będzie cały i zdrowy z nami:)

AMEN;)

Pozdrawiam
Patrycja;)



Podobne posty:

Brak komentarzy:

Co o tym myślisz?