Wprowadzanie pokarmów stałych u niemowląt- po NIEidealnemu ;)

/
6 Comments
Rozszerzanie diety to dla nas w dalszym ciągu novum. Tyle smaków i konsystencji jeszcze nieodkrytych. To dopiero przedsmak ciekawej podróży, jednakże pierwsze koty za płoty ( już dawno za nami). Pamiętam jak sama gubiłam się w gąszczu i natłoku informacji, więc mam nadzieję, że ten post będzie pomocny dla chociażby jednej z Was. Niemniej jednak nie zastąpi on konsultacji z lekarzem pediatrą/alergologiem/dietetykiem (niepotrzebne skreślić). Kluczowa powinna być przede wszystkim obserwacja Waszego dziecka i niezawodna intuicja- my MAMY, a przede wszystkim my KOBIETY chyba nieźle potrafimy się nią posługiwać ;)
Atakowana zewsząd milionem porad i mądrości w kwestii żywienia niemowląt zadecydowałam, że parę dni przed ukończeniem przez Nelę 6 miesiąca życia zaczniemy próbować. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Są różne szkoły, co do czasu gotowości dziecka na jedzenie ( wg jednych dziecko wysyła czytelne sygnały, wg innych powinno samodzielnie siedzieć). Ten okres około 6 miesięcy uważam za optymalny. Aczkolwiek należy obserwować własne dziecko- nie stanie się według mnie nic wielkiego jak rozpoczniemy ten etap 2 tygodnie wcześniej, czy 3 później. Intuicja, obserwacja dziecka i zdrowy rozsądek to coś, co powinno nam towarzyszyć na co dzień. 
Na pierwszy ogień poszła u nas zblendowana marchewka- myślę, że zawrotna ilość około 2 łyżeczek wylądowała wówczas w brzuchu mojej córki. W związku z tym, że Nela ma skłonności alergiczne częstotliwość wprowadzania nowych pokarmów była wydłużana. Należy dać sobie czas na obserwację dziecka i pojawienie się ewentualnej niepożądanej reakcji. Zdecydowanie łatwiej o tą diagnozę, gdy jesteśmy pewni jaki konkretny produkt-składnik okazał się winowajcą owej reakcji. Na początku ( w chwili obecnej daje sobie zwykle czas do następnego dnia w obserwacji) kolejne nowości wprowadzałam po 2-3 dniach, kiedy miałam pewność, że wprowadzony wcześniej pokarm nie przyniósł żadnych zmian. 
Zaczęłyśmy od marchewki. Potem był ziemniak, kalafior, brokuł i po kolei reszta warzyw. Później zaczęłam je łączyć. Podobnie było z owocami. Najpierw jabłuszko, potem banan, brzoskwinia, morela i cała reszta. Nela od samego początku bardzo ładnie współpracowała przy karmieniu. Z czasem można było zaobserwować co jej smakuje, a za czym nie przepada. Bardzo chętnie otwierała buźkę dając mi do zrozumienia, że prosi o kolejną łyżeczkę, ale też zaciskała ją akcentując, że ma dość albo coś jej nie smakuje. Zawsze szanowałam jej potrzeby- nigdy nie wmuszałam, nie dopuszczałam do sytuacji irytacji, płaczu. Chciałam, żeby czas jedzenia był dla niej czymś przyjemnym, a nie kojarzył jej się z obowiązkiem, przymusem i domowym mini terrorem ;) Zresztą dla mnie sensem rozszerzania diety jest dawanie dziecku sposobności smakowania, poznawania, próbowania, a niekoniecznie najadania się do pełna. Do ukończenia 1 roku życia podstawą żywienia naszego dziecka jest mleko ( matki, bądź modyfikowane), więc nie musimy narażać siebie i dziecka na stres w pierwszym okresie przygody z jedzeniem- to mleko zapewnia mu niezbędne wartości. Cała reszta ma mu pozwolić otworzyć się na nowe smaki, zapachy, konsystencje. I tak jak nam dorosłym- nie wszystko będzie dziecku smakowało. Ma do tego pełne prawo. Uważam, że najgorsze, co możemy zaoferować swojemu dziecku to przymuszanie do jedzenia. 
I tak przez okres 3-4 tygodni Nela poznawała poszczególne owoce i warzywa w formie papek. Nie protestowała, więc nie miałam powodu szukać alternatywy dla takiego sposobu karmienia. A jednak. Na Święta dostałam w prezencie książkę "Bobas Lubi Wybór" i zaczęły się zmiany. Z początku radykalne, później natomiast wyśrodkowałam moje poglądy i trochę przystopowałam. Żadna skrajność nie jest dobra. Myślę, że z pomocą naszego dziecka i własnej intuicji obierzemy właściwą drogę.
Nie będę pisała czym jest BLW, ani o co tak naprawdę w tym chodzi- wystarczy wpisać frazę w wyszukiwarce i odpowiedź znajdzie się sama, ale z chęcią polecę Wam książkę. Warto spojrzeć z innej perspektywy na sposób odstawiania czy inaczej wprowadzania pokarmów stałych.
Naszym sposobem jest sposób na niedealnych ;) To absolutnie nie BLW sensu stricto, ale też nie codzienne karmienie papkami ( chociaż nie przywiązywałabym wagi do nazewnictwa- grunt, czy dany sposób sprawdza się w przypadku naszego dziecka). Z każdej filozofii wprowadzania pokarmów zaczerpnęłam, to co dla mnie cenne, istotne i to, co uważałam, że może się u nas sprawdzić.
Nasze menu rzecz jasna z dnia na dzień jest coraz bogatsze, a powyżej opisane warzywa i owoce to tylko opisany przedsmak tego co jest dzisiaj i co jeszcze przed nami. Jemy różnorodnie. Próbujemy, ale szanujemy się nawzajem. Ja- ciekawość Neli na nowe smaki, konsystencje i doświadczenia, a Nela- mój czas i nerwy a propos totalnego bałaganu. Są dni, że karmię Nelę łyżeczką, są takie, że przygotowuję jej posiłek i zostawiam ją z nim sam na sam. Bywa też tak, że pół posiłku je sama, kolejne pół zaś jej pomagam ( gdy widzę, że daje mi znaki, iż chciałaby to zjeść i bardzo jej smakuje ale: zawartość tacki ląduje nieporadnie na podłodze, a nie w buzi; Nela ma najzwyczajniej w świecie dzień lenia i otwiera buzie czekając na mój ruch).
Moim celem jeżeli chodzi o żywienie Neli jest: nauczenie jej względnej samodzielności dostosowanej do jej aktualnych możliwości; umożliwienie jej smakowania naprawdę przeróżnych potraw, co pozwoli jej otworzyć się na wiele smaków i być może sprawi, że uda nam się uniknąć w przyszłości dziecka niejadka. Założyłam sobie, że będę trzymała się kilku punktów i myślę, że póki co sprawdza się to u nas całkiem nieźle.

Złote zasady na dobry początek:
- Gotuj smacznie (mowa o troszkę późniejszym etapie, aniżeli pierwsze próby z pojedynczymi owocami/warzywami)- jeżeli Tobie nie smakują jałowe, bezsmakowe potrawy- obojętnie czy słoiczkowe, czy te przygotowywane przez Ciebie, to dlaczego Twoje dziecko miałoby chcieć je jeść. Wykorzystuj świeże lub suszone zioła, urozmaicaj posiłki. Nawet najbardziej prozaiczny ryż z jabłkiem, który wzbogacimy cynamonem i świeżą wanilią zyska uznanie nie tylko naszego podniebienia.
- Szanuj apetyt dziecka, jego instynkt i znaki jakie Ci wysyła- tak jak i my dziecko ma prawo mieć gorszy dzień, słabszy apetyt. Może ząbkować, a jego łaknienie w czasie choroby, czy skoku wahać się. Poza tym dzieci instynktownie unikają czasem pewnych produktów, które jak się potem okazuje wywołują u nich np. alergie. Zadbaj o to, żeby przygoda w jaką razem wyruszacie była przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem i wpychaniem jedzenia na siłę.
- Pozwól dziecku próbować, pozwól  trochę nabrudzić, ale jednocześnie szanuj siebie- i tu budzi się moja niechęć do radykalizmu. Pozwól dziecku zjeść samemu mięso, rybę, niech ściśnie w rączkach ryż, czy kaszę. Niech poznaje całym sobą, to co nieznane. Niekoniecznie jednak musisz decydować się na samodzielne jedzenie kremu z buraczków przez dziecko, które to i tak całą zawartość miseczki/kubeczka wyleje na siebie i Twoje świeżo wyremontowane mieszkanie- ja szanuję swoje dziecko i jego potrzeby, ale także mój czas i moje otoczenie.
- Staraj się o różnorodne konsystencje- kasze, ryż, kawałki, kosteczka, paseczki, kwadraciki, motylki- nie wszystko musi, a wręcz nie powinno być papką- im szybciej (oczywiście tu musimy obserwować dziecko i jego zachowanie, predyspozycje, gotowość) tym lepiej. My dosyć szybko zaczęłyśmy wprowadzać tą zasadę i na dzień dzisiejszy Nela rewelacyjnie radzi sobie z wszelakimi konsystencjami.

Z doświadczenia wiem, że najlepszym doradcą okazuje się być zdrowy rozsądek, a przewodnikiem nasze własne dziecko. W razie jakichkolwiek wątpliwości, czy problemów zachęcam do konsultacji ze specjalistą. W końcu od samego początku kształtujemy nawyki jedzeniowe u naszych maluchów, więc warto, żeby były one poprawne.


















Podobne posty:

6 komentarzy:

  1. U nas początki karmienia synka czymś innym niż mleko były trudne. Nawet bardzo. Wynikało to niestety z jego wręcz nieokiełznanej tendencji do wymiotów. Wystarczyło, że w buzi było trochę więcej jedzenia niż odrobinę a już pojawiał się problem. Z czasem na szczęście ta skłonność zniknęła samoistnie (lekarze nie zdążyli zdiagnozować co jest przyczyną). Teraz już 2,5 latek zjada bez marudzenia prawie wszystko :) Różnie się układa z tym rozszerzaniem diety, ważne by nic nie robić na siłę, by dziecko się nie zraziło i nie traktowało jedzenia jak przykry obowiązek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wśród niektórych moich znajomych rodziców też słyszałam o takim problemie. To musi być trudne zarówno dla dziecka, jak i rodzica. Super, że u Was sytuacja poprawiła się samoistnie i teraz wszystko gra :) Dokładnie tak jak piszesz... jedzenie nie może być przymusowe, nieprzyjemne... to może zrodzić tylko problemy w przyszłości. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Nela jaka już duża. Rozkoszna. Niech je to, na co ma ochotę i zdrowo się chowa :)

    OdpowiedzUsuń

Co o tym myślisz?